środa, 28 lutego 2024

PATRZĄC NA JEDNĄ RZECZ – wernisaż wystawy Doroty Suwalskiej

 

Czy w niepozornej szklanej tacce można zobaczyć kosmos? Albo mikrokosmos? Czy żelazko może posłużyć do tworzenia makro - i mikroświatów? Co można ujrzeć, patrząc na jedną rzecz?

Galeria 51m2 zaprasza na wernisaż konceptualno-graficznej (o ile taki termin istnieje; jeśli nie, to właśnie powstał) wystawy Doroty Suwalskiej zatytułowanej „Patrząc na jedną rzecz”.

Podczas wernisażu na wiolonczeli elektrycznej zagra Marcin Krzyżanowski.

 23 marca (sobota), godz, 18:00, w Galerii 51m2, siedziba NOK. WSTĘP WOLNY! 

Dorota Suwalska – absolwentka Wydziału Malarstwa warszawskiej ASP, studiowała również film animowany na tejże uczelni. Autorka projektów artystycznych (m.in. działań z pogranicza sztuk wizualnych i literatury), pisarka, autorka nagradzanych i tłumaczonych na obce języki książek, animatorka kultury, niedoszła biolożka.

Marcin Krzyżanowki – wiolonczelista, kompozytor muzyki teatralnej i filmowej, improwizator i perfomer, teoretyk nowej sztuki. Absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie wiolonczeli Leona Soleckiego. Pobierał też prywatne lekcje kompozycji u Bogusława Schaeffera. Autor muzyki do filmu Doroty Suwalskiej „Taniec”, którego fragmenty będzie można zobaczyć podczas wernisażu.

 

A tak o wystawie pisze autorka:

 Pod koniec lat 80. XX wieku przeprowadziłam eksperyment graficzny polegający na odbiciu wzoru zdobiącego szklaną tacę przy pomocy kalki kopiującej i żelazka. Rozgrzane żelazko pełniło funkcję prasy graficznej, kalka – farby drukarskiej, taca awansowała do roli matrycy. Powstały w ten sposób dwie odbitki: pozytyw (ciemny wzór na jasnym tle) i negatyw (jasny na ciemnym). Efekt był zdumiewający. Grafiki przypominały fotografie oglądanych pod mikroskopem mikroorganizmów, komórek i organelli lub obserwowanych przez teleskop planet. I tak oto wyprodukowany przez człowieka przedmiot codziennego użytku przeniósł mnie w przestrzenie makro- i mikroświatów. Efekt udało się spotęgować dzięki realizacji na początku lat 90. plastycznego filmu pt. „Taniec”, w którym kalko-odbitki wystąpiły. W zależności od tego, jaki im nadawałam ruch, umieszczałam je w mikro- (pączkowanie lub przemykanie przez kadr) lub makroświatach (wirowanie). W niektórych scenach syntetyzowałam obie przestrzenie ze sobą (pączkowanie z wirowaniem). Albo też umieszczałam je w rzeczywistości dostrzegalnej ludzkim (gołym) okiem (kalko-odbitka „zachodząca” za horyzont).

I tak dzięki nieskomplikowanej graficznej zabawie (nazwanej przeze mnie kalkografią) doświadczyłam tego, że patrząc wystarczająco uważnie na jedną rzecz (najbardziej nawet banalną), można zobaczyć wszystko. A także tego, że wszystko jest ze wszystkim powiązane, wszystko jest wszystkim. Komórki, których wygląd przypomina odbitki szklanej tacy, tworzą zarówno moje ciało, jak i ciała zwierząt lub roślin. Z atomów budujących żywe organizmy zbudowany jest również „martwy” kamień i księżyc, którego kulisty kształt powtarza tacka. Jako niedoszły biolog pewno łatwiej mogłam dostrzec w szklanej okrągłej tacy matrycę dla wizerunków planet, mikroorganizmów, komórek, jąder komórkowych, atomów, protonów, neutronów... i wyobrazić sobie materię (nawet tak ulotną jak atomy tlenu), którą w każdej chwili, z każdym oddechem wymieniam z otaczającym mnie światem, a może raczej należało by powiedzieć, światem, który jest mną, światem, którym jestem. Idąc dalej tym tokiem myślenia, zdałam sobie sprawę, że to co robię tu i teraz ma wpływ na to, co dzieje się setki, a nawet tysiące kilometrów stąd. Nawet to, co kupuję, co jem nie pozostaje obojętne na mniej lub bardziej oddalone ode mnie istoty i przestrzenie (choć mam świadomość, że do tego, by dokonać satysfakcjonującej zmiany ten wpływ nie wystarczy). I vice versa, te odległe, nieznane mi byty wpływają na mnie. W ten oto sposób estetyczne (a potem również duchowe) przeżycie, którego dostarczyła mi szklana tacka, wróciło na grunt codzienności i zyskało wymiar praktyczny. A jednocześnie estetyka kalkografii przeniosła mnie na grunt etyki.

Odkrycie, które opisuję, miało raczej charakter procesu (w dodatku trwającego wiele lat), niż olśnienia (choć elementy olśnienia też w tym były) i graficzny eksperyment nie był z pewnością jedyną jego przyczyną. Być może dostrzegłam po prostu to, czego… szukałam, zdając sobie jednocześnie sprawę, jak wiele osób przede mną przechodziło podobny proces i doświadczało podobnych olśnień.

Teraz spróbuję Wam pokazać, co zobaczyłam... patrząc na jedną rzecz.

Dorota Suwalska